„Okres buntu”, „trudny czas”, „to ten moment”; o wejściu w wiek nastoletni naszych dzieci mówimy na różne sposoby, zwykle z przestrachem w głosie. Nasze pociechy, które jeszcze niedawno siadały nam na kolanach, stają się kapryśne i małomówne, coraz częściej uważając, że ich nie rozumiemy. A może rzeczywiście mają rację?
Nie traktuj go jak dziecko, tylko jak młodego dorosłego
Określenie młody dorosły nie bez powodu pojawiło się w tytule. W wielu rodzicach wywoła ono równie silne poczucie lęku, jak rozbawienia; przecież on, ona ma dopiero 12, 13, 16 lat. Gdzie mu tam do dorosłości? To jeszcze dziecko! Ten punkt widzenia swojej pociechy jest jednym z największych problemów w komunikacji między rodzicem a podopiecznym. Nastolatek rozumie i analizuje znacznie więcej od sześcio- czy ośmiolatka; mija zaledwie kilka lat, które robi ogromną różnicę. To w tym wieku pojawiają się pierwsze zauroczenia, często nawet miłości, pierwsi poważni wrogowie i potrzeba doznawania. Nastolatek chce przeżyć jak najwięcej; imprezować, wziąć udział w bójce, spróbować alkoholu – i choć na większość tych „doznań” nie możemy im pozwolić, to warto zrozumieć tę potrzebę. Potraktować ją nie jak wybryk, a potrzebę równie poważną co przyjaciela z pracy.
Zaakceptuj jego potrzebę szukania siebie
Okres nastoletni to czas pojawiania się pierwszych idoli i potrzeby wyrażania swojego charakteru czy upodobań strojem i fryzurą. To także, przede wszystkim, stałe poszukiwanie własnego „ja”. Choć ten element rozwoju często najbardziej testuje rodzicielską cierpliwość, w dalszym ciągu jest rozwojem. Nie obawiaj się stałej zmiany stylu swojego dziecka, ale bacznie przyglądaj się temu procesowi. Pozwalaj na słuchanie ciężkiego metalu w poniedziałek, a disco polo w piątek, jednocześnie sprawdzając jakie zmiany zachodzą w jego zachowaniu. Pamiętaj przy tym, że nawet fascynacja najmroczniejszym gotykiem nie musi wiązać się z przynależnością do sekty; może oznaczać tylko tyle, że Twoje dziecko uważa tę subkulturę za estetyczną.
Co wolno wojewodzie, to nie Tobie… – czy na pewno?
Największym błędem popełnianym przez rodziców jest zapominanie o swoich własnych doświadczeniach. Widząc swoje dziecko, które w wieku 16 lat zaprzyjaźniło się z grupą studentów, w pierwszej kolejności zaczynamy się martwić. Nie myślimy jednak o tym, że najpewniej sami w jego wieku mieliśmy 20-letnich kolegów i koleżanki, którzy przecież nie wyrządzili nam krzywdy i nie wciskali na siłę narkotyków do ust. Mieliśmy swój własny rozum; niedoświadczony i ciekawski, ale jednak własny. W ten sam sposób powinniśmy myśleć o swoich dzieciach. Choć nie wszystko im wolno, to jednak wszystko to prawdopodobnie działo się już wcześniej – w naszych własnych głowach kilkanaście lat temu.